czwartek, 29 maja 2014

Wnioski z czyszczenia muszli ...klozetowej:)

Kolejny obiecany post o śnie mojej córeczki się napisze, kiedy znajdę troszkę więcej czasu. 
Obecnie mam go niewiele, więc mogę napisać o czymś mniej skomplikowanym:). 

Jako że testuję od jakiegoś czasu produkt Duck Fresh Discs Lime oraz płyn Duck Power White&Bright (pisałam o tym TUTAJ), uważam, że przynajmniej w zwięzły sposób powinnam się podzielić z Wami spostrzeżeniami z testowania.

Zatem przedstawiam moje wnioski:
1. Jeden krążek wytrzymuje w muszli średnio ok. 10 dni (dane własne oraz osób, którym przekazałam produkty do testowania). Po tych dniach zmywa się. 
Myślę, że jest to całkiem niezły wynik ze względu na atrakcyjną cenę 6 krążków Duck Fresh Discs Lime (niecałe 9 zł).
Poniżej moja muszla z zakamuflowanym z lewej strony krążkiem (dlaczego zakamuflowanym pisałam w ostatnim poście na ten temat - link powyżej).


 
2. Krążek powoduje, że w łazience ładnie pachnie.
3. Płyn zabijający bakterie Duck Power White&Bright znajduje się w butelce wyprofilowanej w taki sposób, aby można było łatwo dotrzeć pod obrzeża muszli, nie śmierdzi intensywnie chlorem (owszem, podczas użycia czuje się, że jest to środek mocno czyszczący, ale zapach nie jest intensywny i przeszkadzający) i dobrze czyści muszlę klozetową.





Reasumując, Płyn Duck Power + Duck Fresh Discs = czysty, łatwy w użyciu i niedrogi DUET!


poniedziałek, 26 maja 2014

Zdrowo żyjemy - kwas chlebowy testujemy!

Zanim napiszę słów kilka o kolejnych etapach snu mojej pociechy chcę podzielić się z Wami tym, co miłego mnie spotkało.

Po pierwsze, miałam dziś najcudowniejszy Dzień Matki pod słońcem!
Po powrocie z pracy przywitała mnie moja 2,5-latka kwiatuszkami i wierszykiem, który pięknie wyrecytowała:
Jestem mała różyczka
Wypadłam z koszyczka
Nie umiem powinszować
Tylko w buzię pocałować!
:)))))))))))))))))
Powiem Wam, że wzruszyłam się niezmiernie, tym bardziej, że naprawdę wspaniale, z przejęciem, głośno i wyraźnie wyrecytowała wierszyk:)
Pewnie to sprawka mojej mamy, która z córcią wspólnie przygotowała tę niespodziankę:)))

Po drugie - kilka dni temu zostałam zaproszona przez Streetcom do kolejnej kampanii. Tym razem testuję RAZOWY KWAS CHLEBOWY.
Oto przesyłka, którą mnie obdarowano:





Przyznacie, że pokaźna paczka. W dodatku jej zawartość bardzo mnie - fankę tzw. zdrowej żywności - cieszy

Przy okazji - jeśli macie ochotę dołączyć do społeczności Streetcom (do czego szczerze zachęcam!) i testować produkty w ich kampaniach, kliknijcie w ten link:  https://ekspert.streetcom.pl/pl/secured/user/share-registration/cc459c1ef2f8a89937736668166403de
Rzeczy do testowania dostajecie gratis, a jedyne, co musicie zrobić to dzielić się wiedzą o danym produkcie z otoczeniem. Czasami otrzymacie także próbki do rozdania Waszym znajomym, aby oni również mogli testować.

Ale wróćmy do wątku głównego. Razowy kwas chlebowy to napój całkowicie pozbawiony konserwantów, sztucznie nie dosładzany i nie barwiony. Nawet gaz w nim występujący jest czymś naturalnym.

Kwas, który testuję ma smak: naturalny, śliwkowy i żurawinowy.
Na razie osobiście spróbowałam śliwkowego i bardzo mi zasmakował. Kiedy jest schłodzony, doskonale gasi pragnienie.
Więcej informacji o tym produkcie możecie znaleźć TUTAJ

Zaczęłam już częstować kwasem rodzinę i znajomych. Na razie wszystkim smakował.
Z pewnością jeszcze poruszę temat kwasu chlebowego na tym blogu, bo myślę, że warto się do niego przekonać, szczególnie jeśli ma się upodobanie do słodkich napojów. 
Często ich skład pozostawia wiele do życzenia, a informacja o tym, co dany napój zawiera, jest długa i pełna różnych sztuczności, które mają udawać naturę. Razowy kwas chlebowy ma krótki i naturalny skład. Przy tym jest smaczny, czego więc chcieć więcej!?

piątek, 23 maja 2014

O śnie pewnego niemowlaka część pierwsza (0-3 miesiąca życia)

Sen - stan czynnościowy ośrodkowego układu nerwowego, cyklicznie pojawiający się i przemijający w rytmie okołodobowym, podczas którego następuje zniesienie świadomości (...) i bezruch. To cytat z Wikipedii.
Sen - stan czynnościowy ośrodkowego układu nerwowego, cyklicznie, acz nieregularnie, pojawiający się i przemijający zbyt szybko w rytmie okołodobowym, podczas którego następuje zniesienie świadomości (...) i rzucanie się, turlanie, siadanie i kładzenie, mówienie, kłócenie się, śmianie, płacz, bicie i wymachiwanie rękami.To moja definicja.
Jeśli ten drugi opis jest Wam bliski, ta epopeja o śnie w odcinkach jest dla Was.

Kiedy urodziła się córeczka, mama była przygotowana na bezsenne noce i dni poświęcone na uspokajanie jej. Wszyscy mówili, że noworodki często się budzą, dużo płaczą itp. No więc cierpliwie czekała. No i wiecie co? Nie doczekała się! Przez całe trzy miesiące! Córeczka bowiem poza małymi przerwami na cyca, niemal non-stop spała!! No i właściwie wcale nie płakała! Anioł jakiś czy co?
Aż mama z babcią niepokoiły się czy może nie ma cukrzycy i czy aby w jakąś śpiączkę cukrzycową nie zapada.
Jedynym utrudnieniem dla mamy był fakt, że wieczorem córa była co chwilę głodna, a w sen nocny zapadała nie prędzej niż koło 22.00-23.00, no i że oczywiście w nocy kilka razy wisiała przy piersi rodzicielki, bo przecież noc czy nie noc, ale jeść trzeba...

I kiedy mama myślała, że jest skazana na chodzenie spać blisko północy,  malutka znowu zrobiła jej miłą niespodziankę.

Przytoczę fragment pamiętnika szczęśliwej rodzicielki z tamtego okresu, przy czym wyjaśnię, że 27 stycznia malutka miała ukończony trzeci miesiąc życia:

"Od 27 stycznia córunia zaczęła zasypiać już po 20.00!!!:))) Zaskoczyła mnie tego dnia. Mieliśmy gości Natalię i Marcina, którzy przyszli do nas koło 19.00. Mała trochę z nami „posiedziała” na moich kolanach, a potem ją nakarmiłam i odłożyłam do łóżeczka. Ku mojemu zaskoczeniu pobawiła się chwilkę i zasnęła. Myślałam, że szybko się obudzi, a tu niespodzianka. Dziecię obudziło się dopiero koło 3.00 w nocy na karmienie:)))) A potem dopiero koło 7.00 rano:)) Następnego dnia powtórka:))) Kolejnego dnia także zasnęła koło 20.00, tyle że tym razem obudziła się już o 23.30 na karmienie, a potem znowu o 3.00. Kolejne już było nad ranem między 6.40 a 7.00.
No i znowu następne dwa dni powtórka tego ostatniego schematu. Z wczoraj jednak na dzisiaj (czyli z 1 na 2 lutego - przyp. autorki) powtórzyła mój ulubiony schemat, czyli sen ok. 20.30, karmienie koło 3.00 i koło 7.00:)) Kochany dzidziuś!!!:)))
To sukces, że córunia zaczęła tak sama z siebie zasypiać o 20.00, bo dotąd musiałam ją karmić co godzinę wieczorem aż do 22.00 lub nawet do 23.00. Nocne karmienie przypadało różnie, od paru tygodni wytrzymywała do 4.00-5.00, a nawet zdarzyło się do 7.00! Jednak fakt, że nie spała często do 23.00 był bardzo męczący, bo nieraz nad nią zasypiałam ze zmęczenia. Więc teraz cieszę się ogromnie, że malutka zmieniła nawyki:)."

Zwróćcie uwagę na ilość wykrzykników i uśmieszków. Znaczy to, że mamę naprawdę poniosła radość.

Cdn.

wtorek, 20 maja 2014

Zajawka: sen = bezsenność?

Mało czasu ostatnio. Za chwilę wyjeżdżamy na urlop i w związku z tym w pracy sajgon...
Może w weekend nadrobię pisanie?
W każdym razie będzie się pisał post o śnie. A konkretnie o śnie od noworodka po 2,5-latka. Z autopsji będzie. Ciężki temat, bo któż zrozumie sen? W dodatku sen dziecka... Tym bardziej, że sen dziecka = (czasami) bezsenność mamy...
W każdym razie zapraszam do naszej sypialni:)

sobota, 17 maja 2014

Co dobrego można znaleźć w Tesco?

Tak się składa, że ostatnio zostałam zaproszona do kilku kampanii rekomendacji niemal jednocześnie.
Dziś o jednej z nich. Talkmarketing zaprosił mnie do kampanii Tesco. Zostałam obdarowana przesyłką z kuponami na zakupy w ww. sieci sklepów.






Kupony były na zakup następujących produktów marki Tesco:

  • Polskie jabłka Jonaprince słodkie, twarde,
  • Avokado Hass,
  • 3 bułki wiejskie ciemne,
  • Sałatka Florencka,
  • Musztarda Starofrancuska gruboziarnista,
  • Zioła prowansalskie mieszanka,
  • Pieprz czarny ziarnisty,
  • Papryka słodka mielona,
  • Kiełbaski bratwurst,
  • Rurki waflowe z mleczną czekoladą,
  • Migdały w czekoladzie,
  • Black Gold herbata czarna z płatkami słonecznika i nagietka,
  • Chrupki kukurydziane z orzeszkami arachidowymi,
  • Smoothie sok mango i marakuja,
  • Ziemniaki odmiana Agata,
  • Olej rzepakowy,
  • Tesco Płyn uniwersalny Majowy Bukiet.
Dziś udało mi się zakupić prawie wszystko oprócz kiełbasek i bułek, których nie było.





Pierwszym recenzentem była moja córka. Przetestowała chrupki - smakowały jej oraz Smoothie sok mango i marakuja - ten baaardzo jej zasmakował. Mnie również - jest gęsty, przecierowy, jak to smoothie. Poza tym urzekł mnie - fankę zdrowej żywności - jego skład, w który wchodzą: sok z jabłek (47%), przecier z mango (23%), przecier z bananów (13%), sok z pomarańczy (6%), przecier z marakui (4%), kawałki pomarańczy (4%) i sok z limonki (3%).
Podaję córce tylko naturalne jedzonko, bez sztucznych dodatków, polepszaczy smaku itp.
Ten produkt spełnił ww. kryterium. Mogę więc z czystym sumieniem polecić go rodzicom, którzy nie chcą karmić swoich dzieci chemią.



















Inne produkty będziemy testować wkrótce. Zdam relację z testowania i przedstawię córki oraz naszych faworytów marki Tesco.

środa, 14 maja 2014

Czysta łazienka przy maluchu to mus! czyli słów kilka o "Czystym Duecie"



Niedawno zostałam zaproszona do kampanii Streetcom w celu przetestowania produktu Duck Fresh Discs Lime oraz płyn Duck Power White&Bright. Testować mogą oprócz mnie jeszcze dwie osoby, ponieważ przysłano mi dwa dodatkowe zestawy. Jeden już przekazałam. Paczuszka po dotarciu do mnie wyglądała następująco:


 A oto zdjęcia ulotki informacyjnej z najważniejszymi informacjami o produkcie:






Póki co krążek zaaplikowany w muszli klozetowej w dniu dotarcia do mnie przesyłki, czyli 8 maja, tkwi tam nadal. Zobaczymy jak długo u nas się utrzyma.

Jako bloggerka parentingowa chciałam napisać parę słów na temat testowanego DUCK-a w kontekście małych dzieci.
Oczywiście należy uważać, aby dziecko nie miało kontaktu z produktem.
Powiecie, że nic odkrywczego nie piszę, gdyż jest to żelazna zasada przy stosowaniu wszystkich detergentów, nawet tych najbardziej eko (wprawdzie soda czy ocet nie są tak groźne jak detergenty chemiczne, ale też mogą stanowić zagrożenie dla malucha).
Jednak przy stosowaniu krążków Duck Fresh Discs Lime trzeba uważać podwójnie, ponieważ mają one fajną konsystencję galaretki, ładny kolor i dość intensywny, przyjemny zapach, co natychmiast zauważyła moja córka, której palec momentalnie po wejściu do toalety wylądował w …krążku a ona sama radośnie oświadczyła: ale pachnie!
Na szczęście córka bez nadzoru nie przebywała w toalecie i momentalnie umyłam jej rączkę. Obyło się więc bez większego strachu, natomiast uważam teraz na małą w łazience ze zdwojoną siłą.
Nauczyło nas to, że należy aplikować krążek bezpośrednio pod brzegiem muszli, tak by nie był dostrzegalny na pierwszy rzut oka i o tym radzę pamiętać wszystkim rodzicom stosującym ww. produkt.

Płynu dotąd nie użyłam (choć zasadniczo powinnam przed zaaplikowaniem krążka), ale niedługo mam zamiar. Podzielę się oczywiście opinią.

Chciałam jeszcze wspomnieć, że Streetcom i Duck sprawili wiele radości mojej córeczce opakowaniem, w którym znajdowały się produkty. Ma ono zabawną formę kibelka, co pozwoliło mojej małej wreszcie sadzać swoje lale i misie na ubikacji. Robi to także wtedy kiedy sama korzysta z toalety. Mam zatem cichą nadzieję, że ten kibelek pomoże mi w ostatecznym odpieluchowaniu córy…:)

  P.S. Jeśli też chcecie testować produkty gratis, w zamian za dzielenie się opinią o nich, możecie to zrobić rejestrując się poprzez ten link: https://ekspert.streetcom.pl/pl/secured/user/share-registration/cc459c1ef2f8a89937736668166403de
Zachęcam!:)



wtorek, 13 maja 2014

Dano szansę moim włosom! Vichy Decos Neogenic – pełna kuracja:)



Wszystkim zainteresowanym zwiększeniem ilości kłaków na głowie spieszę donieść, że szczęśliwie zostałam obdarowana dwoma dodatkowymi opakowaniami preparatu Vichy Dercos Neogenic i tym samym zaproszona do odbycia pełnej trzymiesięcznej kuracji, która ma spowodować m.in. porost nowych włosów na mojej głowie)))


O kuracji pisałam:
a także

Używam więc obecnie drugiego opakowania i ciesząc się ze wzmocnionych włosów po pierwszym miesiącu używania preparatu, czekam na kolejne efekty kuracji, o których nie omieszkam Was poinformować:)
Ostatnio znalazłam dobrą cenę produktu, jak i szamponu z tej linii TUTAJ
Szampon od razu zamówiłam, choć jeszcze mam poprzednio zakupiony. Cena jednak zachęciła mnie do zrobienia zapasów:) Zresztą i tak mąż sobie jeden przywłaszczył…


A póki co chciałam podzielić się z wszystkimi (a szczególnie z mamami, którym po ciąży pogorszył się stan zarostu - na głowie oczywiście) kilkoma praktycznymi poradami na temat cienkich włosów, które można znaleźć na stronie: http://www.vichy.pl/artykul/cienkie-wlosy-porady-aby-zwiekszyc-objetosc-wlosow/a13573.aspx

Jak dbać o cienkie włosy:
  1. Podczas mycia należy masować skórę głowy, a nie włosy, w dodatku robić to tylko czubkami palców, aby nie przyklepywać włosów.
  2. W przypadku długich włosów, nie należy myć ich końców. Brudna jest tylko skóra głowy! Podczas spłukiwania głowy woda z pianą, spływając swobodnie, usunie z nich kurz.
  3. W przypadku włosów kręconych można pominąć szampon i nałożyć tylko odżywkę. Odżywki mają wystarczającą ilość składników aktywnych, aby umyć włosy. Ten trend po angielsku zwany „no poo” (skrót od angielskiego wyrażenia „no shampoo”), oszczędza włosom kontaktu z drażniącymi szamponami i nadaje im ochronną powłokę.
Przyznam, że ta trzecia rada trochę mnie zszokowała, ale dobrze wiedzieć!

piątek, 9 maja 2014

Czosnek odstrasza nie tylko czarownice-czyli o najskuteczniejszym sposobie na odstawienie dziecka od piersi!

Na forach internetowych aż roi się od dobrych rad dotyczących sposobów na odstawienie dzieci od piersi. Ja jednak uważałam, że na moją córkę nie zadziała NIC, bo ona wprost KOCHAŁA pić mleczko mamusi.Mimo że zbliżała się do ukończenia 1,5 roku życia, domagała się piersi kilka razy dziennie, a jak mówiłam, że już wystarczy uderzała w płacz tak przejmujący, że matce serce się krajało i pozwalała na kontynuację...Mąż twierdził, że nigdy nie uda mi się małej oduczyć ssania piersi...
Tak, wiem, nie byłam twarda. Ale nie żałuję. Tym bardziej, że moja mała ze względów zdrowotnych mleka modyfikowanego pić nie powinna a nie chciałam, aby cierpiała na niedobór wapnia.
Ponadto, chciałam karmić naturalnie do czasu najgorszych szczepień, a mówiąc najgorsze mam na myśli Priorix oraz dawkę przypominającą DTP-a.
No i tak biegło nasze życie. Córeczka szczęśliwa, ja też szczęśliwa, ale bardzo zmęczona tym karmieniem, szczególnie w nocy, bo - a jakże - budziła się na nocne, a potem o świcie - karmienie.
Myśleliśmy jednak od jakiegoś czasu, aby gdzieś z mężem wyjechać na weekend, poza tym zaczęliśmy powoli planować wakacje, podczas których brany był pod uwagę m.in. wyjazd małej w góry z babcią i dziadkiem. Sprawą oczywistą było, że póki nie weźmiemy córeczki na odwyk, nie będzie mogła nigdzie bez mamy jechać, mama bez niej też nie. Co więcej,  chciałam ukrócić podnoszenie przez mojego ssaka bluzki mamy w publicznym miejscu.
Toteż podjęłam decyzję o odstawianiu. I tu muszę bić pokłony w stronę mojej mamy, która zauważyła kiedyś, że córa krzywiła się czując zapach surowego czosnku na kanapce mamy (choć czosnek ugotowany przemycałam w jej potrawach, oczywiście w śladowej ilości, ponadto karmiąc piersią sama go spożywałam i mała nie zgłaszała zastrzeżeń:)). Jako że córka nie krzywiła się na widok niczego, co można spożyć poza ww. czosnkiem na kanapce, moja mama poradziła, żeby wykorzystać tę niechęć małej i natrzeć sobie brodawki tą "pachnącą" rośliną z rodziny amarylkowatych.
Poczekałam więc do szczepienia Priorix, którego bałam się najbardziej, aby po jego zaaplikowaniu córę zacząć odstawiać. Początkowo miałam zamiar czekać jeszcze na czwartą dawkę DTP-a, ale - jako że chciałam ją odwlec, aby nie przeciążać organizmu po trudnym szczepieniu na odrę, świnkę i różyczkę, stwierdziłam, że do lata nie będę czekać z odwykiem małej. Zatem jakieś dwa tygodnie po szczepieniu Priorix (kiedy podeszliśmy do niego miała skończone 18 miesięcy - dlaczego szczepiliśmy z opóźnieniem będzie w innym wpisie dot. tylko szczepień i tego, co nam się w związku z nimi przytrafiało), ciekawy pomysł mojej mamy został wcielony w życie.
Posmarowałam sobie brodawki czosnkiem i przy najbliższym przystawianiu się malutkiego głodomora do piersi, aby zrobić "amam", jak to określała, powiedziałam jej, że mamy cycuś jest chory i śmierdzi.
Oczywiście musiała sprawdzić tę informację przysuwając głowę w wiadome miejsce. Ja wtedy z obrzydzeniem na twarzy powtarzałam ww. słowa, a mała znajdując się na tyle blisko, aby poczuć swąd czosnku (którym się porządnie natarłam), odsuwała się ode mnie!:))) Naprawdę odrzucał ją ten zapach).
Oczywiście próbowała co chwila sprawdzać czy nadal cycuś jest chory, musiałam więc wytrwale "naczosnkowywać się", aby zapach był intensywny. Nie powiem, żeby to było przyjemne. Wychodząc z domu nie chciałam rozsiewać wokół woni czosnku, więc stosowałam czosnek momentalnie po powrocie do domu, aby mała nie zdążyła się przystawić zanim cycuś zdążył zachorować!
Każdorazowo malutka wyczuwając czosnek mówiła z rozpaczą w głosie: cycuś jest chory i meldzi (czyli śmierdzi). Oczywiście serce matki znów się krajało na widok jej żałosnej minki, ale musiałam zacisnąć zęby i iść w zaparte.
Byłam pełna obaw, bo latorośl dotąd budziła się w nocy często i jedynie cycuś ją uspokajał, jednak zapach i moje słowa skutecznie ją odrzucały, nawet w nocy.
Proces odstawiania trwał jakieś dwa tygodnie, po których mały ssak przestał próbować robić "amam" i zaczął przesypiać noce!!! :)
Potem córka sporadycznie już próbowała robić podejścia. Jednak wystarczyło, żebym przypomniała jej, iż cycuś jest chory (już nawet nie musiałam wspierać się czosnkiem, bo mi wierzyła).
I tak dotarłyśmy do dnia, w którym malutka nie chciała już sprawdzać choroby biustu matki... Nie będę udawać twardziela - żal ściskał moje serce (wiedziałam, że córeczce jest smutno, poza tym widok wpatrzonych w ciebie oczu ssącego maluszka jest czymś cudnym i przeuroczym), ale rozsądek podpowiadał, że dałam już córeczce to, co najlepsze i przyszła pora na zmiany w jadłospisie (choć dodam, że po tym wszystkim mleko jeszcze odciągałam laktatorem, aby jednak - nie wiążąc więcej jego smaku ze ssaniem, podawać malutkiej ten chyba najbardziej wartościowy pokarm).
Ponieważ córcia nie pije do chwili obecnej mleka modyfikowanego i jego przetworów poza naturalnymi jogurtami i kefirami, codziennie dostaje kubeczek lub więcej jogurtu/kefiru z wysypanym do niego z kapsułki Calperos 500 wapnem. Tak poradziła nam nasza ulubiona pediatra.
Obecnie córcia ma 2,5 lat i czasami mówi: jestem dzidziuś i sięga mi do stanika z figlarną miną. Jednak obie wiemy, że jest to tylko zabawa (choć czasem próbuje chwycić ustami brodawkę i próbować czy nie leci mleczko:)). Jedno wiem na pewno - prędko o cycusiu nie zapomni, choć ostatni raz ssała około roku temu!

wtorek, 6 maja 2014

Mleko mamy w kawie taty!

Chciałam podzielić się pewną ciekawostką na temat karmienia piersią. Czy wiecie, że są kraje, w których piersią karmi się nie tylko dwa czy trzy lata, ale nawet... do czasu kiedy dzieci idą do szkoły? I nie są to najbiedniejsze kraje afrykańskie (myślałam, że to tam karmi się piersią najdłużej), ale Mongolia. Funkcjonuje tam powiedzenie, że dzieci karmione mlekiem kobiecym będą najlepszymi zapaśnikami. Dodam, że w Mongolii sportem narodowym są właśnie zapasy.
Mongolia to kraj wyjątkowo łaskawy dla karmiących naturalnie mam. Po pierwsze, nie trzeba się ukrywać po kątach, kiedy chcesz po prostu nakarmić swoje dziecko. Widok nagiej piersi rodzi tylko pozytywne reakcje i serdeczny uśmiech na twarzach przechodniów, tudzież wyciągnięty do góry kciuk, świadczący o poparciu dla karmienia naturalnego.
Po drugie, nikt nie wybucha szyderczym śmiechem na widok karmionego - dajmy na to - trzylatka. Wprost przeciwnie, mamy zachęcane są dosłownie przez wszystkich wokół do jak najdłuższego dzielenia się mlekiem.
I po trzecie - jako że karmienie piersią jest niezwykle doceniane i popularne, wręcz istnieje tam kult dla takiego sposobu karmienia, mamy mają gdzie się udać po poradę w razie problemów. Babki, ciotki, kuzynki itd., które przechwalają się ile dzieci wykarmiły, chętnie udzielą dobrych rad.
Mleko mamy traktowane jest jak lek na całe zło. Niemal w każdej problematycznej sytuacji, w której znalazło się dziecko, podaje się mu mleko, np. kiedy bije się z kolegą, aby odwrócić jego uwagę mama zachęca go do ssania piersi. W każdej sytuacji, w której maluch płacze - rozwiązanie jest tylko jedno - podanie mleka z piersi.
Jednak to, co zadziwiło mnie najbardziej to fakt, że z mleka kobiecego mogą korzystać nie tylko dzieci, ale cała rodzina i nie tylko. Zdarza się, że odciągnięte mleko zostawione przez mamę w lodówce, znika szybciej niż powinno, a odnaleźć je można np. w kawie męża lub sąsiada...:)
Jeśli chcecie przeczytać o innych ciekawych aspektach karmienia piersią, zachęcam do wejścia na stronę: http://www.karmienie-piersia.win.pl/aktualnosci
Można na niej znaleźć wszelakie informacje, od medycznych, do historycznych i obyczajowych, związanych z ww. tematem.
A o tym, jak oduczyłam moje uwielbiające-ssać-pierś-mamy-dziecię karmienia - już w następnym poście:)

sobota, 3 maja 2014

Wyrzeczenia matki



Było o korzyściach płynących z karmienia piersią, żebyście jednak nie mówiły, że idealizuję, teraz będzie trochę dla przeciwwagi o tych mniej fajnych rzeczach, które się z tym wiążą. Jeśli bowiem zdecydujecie się karmić piersią, do czego gorąco zachęcam, powinnyście wiedzieć, że nie zawsze będzie kolorowo, pięknie, bezboleśnie i w ogóle cacy. Wprawdzie mnie szczęśliwie większość „przyjemności” ominęła, ale nigdy nie wiadomo co kogo trafi. Na kogo wypadnie na tego bęc.
To co mnie osobiście spotkało z tych mniej pozytywnych spraw przedstawiam poniżej:
1.Miałam świadomość, że jestem dziecku NIEZBĘDNA do życia. Jak już kiedyś wspomniałam, moja mała nie nauczyła się nigdy pić z butelki (nie miała nigdy smoczka i piła z piersi i stąd prawdopodobnie brak umiejętności zassania smoczka z butelki). Dlatego też, kiedy w 5 miesiącu jej życia miałam podejrzenie poważnej choroby i wizję pobytu w szpitalu, spędzało mi to sen z powiek i doprowadzało do czarnej rozpaczy. Na szczęście diagnoza nie potwierdziła przypuszczeń lekarzy i obyło się bez szpitala. Jednak nawet dłuższe wyjście z domu było poza zasięgiem mojej ręki a KAŻDE wyjście bez córki wiązało się ze stresem.
2.Jeśli gdzieś wychodziłam z dzieckiem zdarzało się, że mała chciała jeść w najmniej sprzyjających okolicznościach. Musiałam więc czasem karmić dziecko narażona na ciekawskie (to jeszcze pół biedy), mało przychylne lub zgorszone spojrzenia przechodniów. Niestety, brak miejsc do karmienia piersią jest wielka bolączką naszego kraju! Muszę przyznać, że było to nieraz krępujące dla mnie.
3.W pierwszym okresie karmienia musiałam zaopatrywać się we wkładki laktacyjne, żeby nie stać się ofiarą nadmiernego wypływu mleka w publicznym miejscu, skutkującego plamą na bluzce… Noszenie wkładek i ciągłe pamiętanie o nich może być uciążliwe.
4.Z powodu kolek córki, zmuszona byłam zapomnieć o istnieniu różnych pokarmów, za którymi przepadałam, z innych zaś zrezygnowałam na wszelki wypadek, bo bałam się, że mogą zaszkodzić córce (np. lody – strach przed salmonellą). To unikanie pewnych potraw w sumie wyszło mi na zdrowie i bardziej traktuję je jako zaletę niż wadę, ale dla innych może to być problem.
5.Póki karmiłam piersią, dziecko budziło się w nocy na karmienie. Noce córka zaczęła przesypiać dopiero, kiedy przestałam karmić ją mleczkiem.
Więcej grzechów nie pamiętam:)
Jednak jest jeszcze coś, czego osobiście na szczęście nie doświadczyłam, ale nie można udawać, że to nie istnieje. Chodzi o tzw. D-MER. Pod tą tajemniczą nazwą kryją się pojawiające się bezpośrednio przed wypływem pokarmu negatywne emocje i odczucia (np. strach, uczucie ściskania w żołądku, przed oczyma pojawiają się okropne obrazy itd.). Stan taki utrzymuje się od 30 sekund do ok.1,5-2 minut. Te negatywne doznania mogą się pojawić również podczas odciągania lub spontanicznego wypływu pokarmu. Poza tym, kobieta czuje się ok.
Warto wiedzieć, że wspomniany D-MER jest problemem medycznym, nie psychicznym, wynikającym najprawdopodobniej z obniżenia poziomu dopaminy w OUN.
Piszę o tym, ponieważ przeczytałam gdzieś, że podstawowym sposobem leczenia D-MER jest zwykła edukacja. Kobieta mając świadomość istnienia takiej przypadłości jest w stanie zracjonalizować sobie jej występowanie i w efekcie nie przejmuje się zanadto tym faktem.
Jeśli chcecie więcej przeczytać na ten temat zachęcam do wejścia na strony, z których pochodzą ww. informacje:
http://mataja.pl/2014/04/d-mer-czyli-negatywne-emocje-w-trakcie-karmienia-piersia-nie-panikuj-nie-zwariowalas/ (fajny blog prowadzony przez fachowe siły w postaci położnych, biologa, doulę i żywieniowca klinicznego)
oraz:
http://www.laktacja.org.pl/artykuly/DMER-wplyw-pokarmu-z-dysforia.pdf (tu też znajdziecie proste sposoby radzenia sobie z D-MER).
Podsumowując, napisałam tego posta, ponieważ uważam, że przed dokonaniem jakiegokolwiek wyboru, a w tym konkretnym przypadku wyboru sposobu karmienia, należy być świadomym wszystkich plusów i minusów (to samo myślę o szczepieniach – aby rodzic mógł dokonać słusznego wyboru, powinien być poinformowany o skutkach pozytywnych, ale także tych ubocznych!). I żeby była jasność – absolutnie nie mam zamiaru nikogo zniechęcać albo przeciwnie - zmuszać do karmienia piersią. Ale zachęcać z całego serca do walki o karmienie naturalne będę zawsze, bez względu na skutki uboczne. I takie moje prawo!

UA-48159015-1