Chyba
wszyscy rodzice czekają z niecierpliwością na ten moment, w którym dziecko
będzie w stanie powiedzieć, o co mu chodzi. Zanim się to stanie, trzeba bawić
się w proroka, żeby ustalić, dlaczego dziecko płacze, co go boli itp.
Ja
też nie mogłam się doczekać pierwszych słów córeczki, ale należę do szczęśliwców,
gdyż doczekałam się szybko. Tak jak każdą matkę, cieszyły i cieszą mnie postępy
malutkiej, które w tej dziedzinie były i są bardzo duże.
I
tu małe wyjaśnienie. Dzieciaczki są różne i czas, w którym zaczynają mówić
często nie ma większego znaczenia dla ich rozwoju. Więc proszę wszystkich
czytających ten i kolejne wpisy rodziców, aby wystrzegali się porównań, które
do niczego konstruktywnego zazwyczaj nie prowadzą.
Ale
zacznijmy od początku.
Aby
odtworzyć, jak przebiegał rozwój mowy u mojego maluszka, korzystam z
pamiętnika, w którym niestety nie zapisywałam wszystkiego i w ten sposób
umknęło mi pewnie parę ważnych kwestii, jednak dobre i to, co jest.
Jak
podają mądre książki, od urodzenia do 1 roku życia dziecka mamy do czynienia z
tzw. okresem melodii w rozwoju mowy. Podobno koło 7-8 miesiąca życia dziecko
zaczyna reagować na mowę. U nas nastąpiło to znacznie wcześniej.
A
zatem sięgamy do pamiętnika:
Żeby
zrobić niespodziankę babci, w sam Dzień Babci (skończone 3 miesiące życia, choć
jako że jest wcześniakiem powinnam powiedzieć, iż 2 miesiące) zaczyna „mówić”
po swojemu. I to nie tylko wtedy, kiedy babcia czy dziadek ją zagadują (bo na
to reagowała już wcześniej), ale sama z siebie. Tego dnia mamy przełom, gdyż wcześniej
wydawała tylko pojedyncze dźwięki, ale nie „mówiła”:)
Od
pamiętnego Dnia Babci podczas dnia zdarzają się momenty, kiedy córcia „mówi”
np. do zabawek nad jej łóżeczkiem albo „zaczepia” osoby w otoczeniu, wydając
dźwięk: „y, y, y”. Efektem ubocznym tego rozgadania jest fakt silnego ślinienia
się, ba, wręcz puszczania banieczek ze śliny, co czasami powoduje, że mała się
nią krztusi.
Skończywszy
4 miesiące (czyli jako wcześniak 3J), siedząc na
kolanach swojego dziadka nagle wydaje z siebie głośny krzyko-pisk (jakby
chciała przekrzykując nas przypomnieć, że ona też tu jest). Będące przy tym
kuzynka córki wraz ze swoją mamą i wszystkimi obecnymi wybuchają śmiechem. Krzyk
córci rozpoczyna całą serię głośnych dźwięków, które mała po nim wydaje,
„mówiąc” do nas. Czyli doczekaliśmy się dnia
z nowymi, donośnymi głoskami, wokalizacjami, odchylaniem główki w tył,
otwieraniem buzi i wydobywaniem różnych głosek głęboko z gardła, bawieniem się
dźwiękami i kontynuacją mówienia we własnym języku.
Kilka
dni po powyższym wydarzeniu jesteśmy z malutką na urodzinach mojego wujka. Córcia
towarzyszy nam przy stole, bardzo dużo i głośno „mówiąc”, aż wszyscy przecierają
oczy ze zdumienia, że maleńka czteromiesięczna dziewczynka jest taka rozgadana.
Kolejne
kilka dni mija i zauważamy, że córka od jakiegoś czasu często wypowiada „bzi”,
„zi”, „mam” z akcentem na ostatnie „m”. W tym samym dniu malutka po raz
pierwszy tak bardzo się śmieje, że aż zanosi się śmiechem - jest to przeurocze J
Kończąc
5 miesięcy (jako wcześniak 4) wykorzystuje
krzyk w momentach, kiedy coś jej nie odpowiada, np. mama robi coś innego
zamiast się z nią bawić albo malutka się nudzi lub też podczas ubierania jej.
Miesiąc
później, czyli będąc półrocznym dzieckiem, ma już opanowane kolejne sylaby. Bardzo
często mówi ”baba”, „babababa”, po wcześniej wydawanych sylabach „mama” i
„ememem”. Pojawia się też „brum brum” podczas jazdy samochodem.
Skończywszy
7 miesięcy zaczyna bardzo często wypowiadać różne sylaby, robiąc z nich zlepki,
np. dadatatadziadziadadada itp.
Mając
9-10 miesięcy - na hasło: „zrób minkę” lub „minka!” wciąga policzki i robi
śmieszne dziobki. Na hasło „gdzie jest Maryja?” patrzy na obrazek Maryi na
ścianie i składa rączki do Amen, wyrzuca
rączki do góry kiedy się ją o to poprosi i pokazuje gdzie ma uszka (myli jej
się czasem i pokazuje w buzi), potrafi też dmuchać (babci nauczyła ją dmuchać w
balonik z odpustu), rozumie bardzo dużo, np. kiedy mówimy o książeczce - patrzy
na książeczkę, jak widzi pieska robi „ha ha”, że niby „hau hau”, rozumie „lala”
i wiele innych słów.
Skończywszy
11 miesięcy naśladuje dźwięki wydawane przez kotka (maaa), kozę (meee), świnkę
(tutaj charczyJ)
i zaczyna naśladować krowę (mmmm).
Poza
tym, choć to nie na temat, robi śmieszne minki przeglądając się w lustrze i
wygłupia się, patrząc w ów przedmiot. Daje też swojemu lustrzanemu odbiciu buziJ
Uwielbia muzykę. Ma samochód grający melodie. Od babci Stasi dostała pędzel
interaktywny grający piosenki oraz keyboard. Od tego momentu, ledwie otworzy
oczy, zaraz mówi „lala” i pokazuje paluszkiem, że mam jej podać zabawki
dźwiękowe.
Podryguje
też na hasło „lalala” Babcia Stasia, podczas spacerków, czasem jej śpiewa, a
gdy tylko przestanie, córeczka spogląda na nią i mówi „lala”, każąc jej tym
samym śpiewać dalej:) Używa tez innych wyrazów, ze
zrozumieniem ma się rozumieć!
Znów odwołam się do naukowców, mówiących, że
około 10 miesiąca życia pojawiają się echolalie, a dziecko zaczyna powtarzać
słowa oraz kojarzyć wielokrotnie powtarzane dźwięki ze wskazywaniem
odpowiedniej rzeczy. Około 12 miesiąca życia dziecko zaczyna zaś rozumieć, co
do niego mówimy i reaguje na swoje imię. Wypowiada też pierwsze wyrazy ze
zrozumieniem. Jak widać i te umiejętności mała dała radę wcześniej opanować.
Ale przyspieszenie w rozwoju mowy w kolejnym roku
życia miało przekroczyć nasze najśmielsze oczekiwania, choć w związku ze
szczepieniami Priorix i DTPa mogło być inaczej…
O tym jednak - w kolejnym wpisie.