Podczas drugiej wizyty u lekarki prowadzącej moją ciążę,
znów miało miejsce badanie USG, aby zobaczyć czy wszystko w porządku z
maluszkiem, szczególnie, że miewałam silne bóle brzucha, jakby miesiączkowe, na
początku ciąży. Przed pójściem spać tego dnia mój mąż na dobranoc wyskoczył z
tekstem, że USG jest szkodliwe, że on czytał na ten temat i że kto wie, czy nie powoduje
nawet upośledzenia dziecka (!) Wystraszyłam się, słysząc te jego słowa, nie na
żarty, szczególnie, że niby czytał o tym. Na moje pytanie gdzie czytał i co
dokładnie, nie chciał odpowiadać, tylko stwierdził, że idzie spać. A mnie
zostawił z ogromnym strachem i myślą, że może rzeczywiście nie powinnam się godzić na
to badanie. Moje emocje były tak silne, że rozpłakałam się a serce przez pół
nocy waliło mi jak oszalałe, myślałam, iż mogłam skrzywdzić moje maleństwo, a
mąż miał jedynie do powiedzenia: śpij już…
Oczywiście zaraz z ranka dnia następnego zaczęłam
przeszukiwać sieć internetową w poszukiwaniu odpowiedzi na dręczące mnie
pytanie, czy USG rzeczywiście szkodzi. Surfowałam po Bóg wie ilu stronach
zarówno polskojęzycznych jak i anglojęzycznych, a także licznych forach. Choć
amerykańscy ginekolodzy a także polskie położne ostrzegają przed zbyt częstym
USG, ze względu na brak dostatecznej ilości badań nt. ewentualnych
niepożądanych skutków, większość artykułów zadziałała na mnie uspokajająco.
Wiele dały mi też rozmowy z koleżankami, którym podczas każdej wizyty
wykonywano ww. badanie, a dzieci mają wspaniałe i zdrowe. Wiem, że to trochę naiwne
myślenie, ale i tak czułam się spokojniejsza. Na wszelki jednak wypadek
omówiłam kwestię badania z moją lekarką, która również zadziałała kojąco na
moje nerwy, ale też nie godziłam się już na USG podczas każdej wizyty, jeśli nie
miało to uzasadnienia, bo w tyle mojej głowy już do końca ciąży miała pozostać myśl: a co, jeśli mąż miał rację... Z jednej strony, teraz z perspektywy czasu myślę sobie, że może dobrze, iż zwrócił na to moją uwagę, bo przynajmniej ograniczałam pozwolenia na to badanie w kolejnych miesiącach. Jednak słowa, których użył i sytuacja, w jakiej to powiedział oraz fakt, że zostawił mnie z moimi potężnymi emocjami samą na całą długą noc i jeszcze dłużej to godna potępienia "przysługa", więc Panowie - nie róbcie tego swoim partnerkom i nie naśladujcie w tym aspekcie mojego męża!