Czekałam z ogromną niecierpliwością na wizytę u lekarki, do
której od dawna byłam już umówiona w
celu leczenia niepłodności (ha!). Znalazłam jej nazwisko w internecie, a
zdecydowałam się na nią gdyż była w trakcie specjalizacji z zakresu
endokrynologii ginekologicznej, a problemy związane z hormonami towarzyszyły mi już od dziecka.
Wreszcie doczekałam się. Wizyta trwała długo – lekarka okazała się
bardzo skrupulatna i przepytała mnie z wszelkich chorób, jakie pojawiły się w
moim organizmie kiedykolwiek. Zrobiła też pierwsze USG, na którym pokazała mi
kropkę, czyli nasze maleństwo! (zdjęcie zobaczycie niedługo:))
Prosto od lekarki pojechałam z mężem do rodziców. Mama już o
wszystkim wiedziała, natomiast tatę zaskoczyłam wyjmując zdjęcie USG i
zwracając się do niego per dziadek:)
Radość była ogromna, ale żeby nie było tak pięknie – radości tej towarzyszyły i
towarzyszyć miały przez 9 miesięcy (w właściwie 36 tygodni i 1 dzień) różnorakie
lęki, fobie, strachy, obawy i takie tam podobne, zwane teraz przeze mnie
pieszczotliwie moje paranoje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz