Tej nocy bardzo mocno bolał mnie brzuch, w taki sposób,
który sugerował, iż lada moment dostanę miesiączkę. Jednak rano, kiedy wstałam,
okazało się, że nie ma śladu po okresie. To skłoniło mnie do sięgnięcia po test
ciążowy. Choć nie spodziewałam się za bardzo pozytywnego wyniku, jako że już
dwukrotnie w tym cyklu go wykonywałam i wychodził negatywnie, to podekscytowanie
połączone z ogromną nadzieją, ale i niedowierzaniem towarzyszyły mi 24 lutego,
kiedy stałam w łazience oczekując na wynik testu. Zauważyłam, że dość szybko
zaczęła wyłaniać się bardzo delikatna, ale jednak, druga kreska. Mimo jej
słabej widoczności byłam pewna, że wynik wygląda inaczej niż dziesiątki
razy przedtem, czyli chyba stało się to, na co czekaliśmy tak długo! Z bijącym
sercem wyszłam z łazienki nic nie mówiąc. Czekałam na moment, gdy usiądziemy do
stołu, by przegryźć coś przed pójściem do pracy. Wtedy zapytałam męża, ile widzi
kresek na teście. Odpowiedział, że jedną. Poprosiłam, aby się przyjrzał
ponownie. Tym razem stwierdził, że no chyba dwie, ale pewny nie był. W
przeciwieństwie do mnie. Oczywiście nie przeszkodziło mi to pobiec po pracy do
apteki w celu zakupu kolejnego testu
ciążowego. Miałam szczęście, bo w promocji dostałam dwa.
Z pracy zadzwoniła do mamy, by przekazać jej moje
przypuszczenia. Wiedziałam, że będzie to dla niej ogromne pocieszenie. Dzień
wcześniej bowiem zmarł po walce z nowotworem mózgu brat mamy, co wszystkim nam
sprawiło wiele bólu.
Mama z wielką nadzieją podeszła do tej nowiny, no i z
radością, która przeplatała się ze smutkiem z ww. powodu.
Z niecierpliwością czekałam na kolejny poranek, kiedy to
powtórzyłam test. Tym razem druga kreska była widoczniejsza. Dla wszelkiej
pewności pojechaliśmy tuż przed pójściem do pracy na badania beta HCG,
progesteronu i TSH (w myśl zasady: przezorny zawsze ubezpieczony).
Tego samego dnia po pożegnaniu zmarłego wujka w kaplicy pojechaliśmy
po odbiór wyników badań. Oczywiście jednoznacznie wskazywały ciążę. Reakcja
mojego męża nie był taka, jakiej się spodziewałam i na jaką czekałam. Nie było
wielkiej radości, jedynie pocałował mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Właściwie przyjął to bez
większych emocji. Stwierdził, że za wcześnie by się za bardzo cieszyć i dzielić
tą nowiną. Osobiście nie miałam zamiaru dzielić się nią na tym etapie z
kimkolwiek oprócz mamy, choć oczywiście radość i podekscytowanie były tak
wielkie, że najchętniej wykrzyczałabym to całemu światu. (cdn...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz