sobota, 19 października 2013

Paranoja nr 12: toksoplazmoza (brrr!!!)

Strach przed nią towarzyszył mi przez całą ciążę. Bałam się jej, gdyż jak wykazały badania – nie mam przeciwciał, a zatem nie przeszłam jej dotąd. Była to o tyle niekorzystna informacja, że podobno tą chorobą nie można się ponownie zarazić, natomiast zakażenie w ciąży stanowi istotne zagrożenie dla dzidziusia, w zależności od trymestru, w którym do zachorowania doszło. Toksoplazmoza jest chorobą pasożytniczą. Różne statystyki pokazują, że większość społeczeństwa przechorowała ją (w zależności od statystyk: 55-85% mieszkańców Europy), ja niestety do tej większości się nie zaliczam… Jako że w przeciwieństwie do cytomegalii – rozpoznanie toksoplazmozy w ciąży ma ogromne znaczenie, gdyż wdraża się wtedy odpowiednie leczenie – jeśli nie ma się przeciwciał – lekarz kieruje ciężarną na badania pod tym kątem w każdym trymestrze. Są to badania z krwi. Co nam może wyjść i cóż to oznacza? 1. Masz prawo się bać: jeśli mamy IgG (-) oraz IgM (-) znaczy to tyle, że nigdy nie miałyśmy do czynienia z toksoplazmozą. 2. Masz prawo się niepokoić: kiedy wyjdzie nam IgG (-), IgM (+) oznacza to, że albo zachorowałyśmy na tokso całkiem niedawno albo nasz organizm walczy z jakimś zakażeniem – aby się upewnić o co biega trzeba raz jeszcze dać się ukłuć po jakichś trzech tygodniach i jeżeli wynik się powtórzy – oddychamy z ulgą, jako że oznacza to, iż nie jesteśmy chore. 3.Masz obowiązek odwiedzić lekarza (!), czyli wynik, którego nie chcemy w ciąży: IgG (+), IgM (+) – oznacza on prawdopodobnie świeże zakażenie toksoplazmozą, które wymaga jak najszybszego wdrożenia leczenia! 4.Oddychasz z ulgą, gdyż spełniły się Twoje marzenia: IgG (+), IgM (-) świadczy, że kiedyś przechorowałyśmy już tokso i jesteśmy odporne (hurrraaa!!!) Jeśli przeciwciała IgG są jednak mocno podwyższone, trzeba jeszcze po jakimś miesiącu wykonać badanie ponownie. Jeśli IgG pozostaje na podobnym poziomie oznacza, że jesteśmy zdrowe jak ryba!:) Wiedziałam, że tokso można złapać zjadając niedogotowane mięso zawierające cysty pasożyta, ale także niedomyte warzywa czy owoce zanieczyszczone kałem kota, w którym znajdują się oocysty. Piekłam więc mięso na skwarkę a owoce i warzywa szorowałam do zdarcia skórek… :) Jednak najbardziej bałam się wyjazdów na wieś, gdzie mieszka część rodziny męża. Wszechobecne są tam koty, które łażą wszędzie, łącznie z chlewami, a potem wchodzą do domów, skąd nikt ich nie przepędza (brrr!!!). Nie żebym coś osobistego miała do kotów, ale do dzikich kotów w domu to już tak… Dlatego każdy taki wyjazd w ciąży wiązał się u mnie z duuużym stresem. Za każdym razem byłam pewna, że wreszcie złapię pasożyta T. gondii… Jednak jakimś cudem nie złapałam tego stworzonka, choć w nocnych koszmarach nawiedzało mnie często… Tym walczącym z tokso w ciąży chciałam jeszcze przekazać, że znam dziewczynę, która zaraziła się w III trymestrze. Teraz ma 4-letnią zdrową i śliczną córeczkę, więc lekarstwo do ust a głowa do góry! Zainteresowanym tokso polecam odwiedzenie stron: http://www.pzh.gov.pl/przeglad_epimed/63-2/632_31.pdf http://www.ciazowy.pl/artykul,toksoplazmoza-w-ciazy,1349,1.html http://www.rodzicpoludzku.pl/Ciaza/Toksoplazmoza.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UA-48159015-1