piątek, 7 lutego 2014

Wypis ze szpitala - zalecenie: kapusta!

Rano dowieziono mi moją naświetloną córeczkę:) Stęskniłam się za nią bardzo. Na szczęście już odzyskała apetyt i mogę robić za laktator w mojej trudnej sytuacji.
Rytuał poranny ten sam co zwykle, tzn. kąpiel, wizyta lekarska w naszym pokoju - w tym obmacywanie brzucha przez lekarza, ewentualnie pobranie krwi do badania, potem śniadanko, przewijanie, karmienie, znowu przewijanie, wycieczka z maluszkiem do pokoju położnych na badanie, ważenie, mierzenie itp. Dopytuję, kiedy wypuszczą nas ze szpitala, ale mówią, że trzeba poczekać na wyniki badań małej, głównie chodzi o poziom bilirubiny we krwi. Prawdopodobne jest, że jeszcze z dwa dni poleżę.
Tak bardzo chciałabym już z małą do domu!!!
Jako że piersi w związku z żarłocznym ssaniem malutkiej nie są już w stanie prawie - eksplodującym (choć i tak nie jest dobrze), mam chwilę, żeby pogadać z mamami z mojego pokoju i żeby porozmyślać o personelu szpitalnym. Mimo różnych drobnych uwag (np. do pani neonatolog, przy której rodziłam…), generalnie nie mogę powiedzieć złego słowa. Od porodu (przemiłe i zaangażowane w pełni położne, nie wkurzające się dynamiką zmian w pozycjach, które przyjmowałam ani moim rykiem podczas najgorszych skurczy; świetny młody lekarz, który mnie zszywał), poprzez czas w sali poporodowej (serdeczna położna, która pomogła przystawić mi dziecko do piersi) po przebywanie na oddziale noworodkowym (położna, która doradziła mi kapturki do karmienia, dzięki czemu mogę karmić naturalnie, tak jak marzyłam; położne pomagające w opanowaniu nawału mlecznego; w porzo lekarze, traktujący podmiotowo pacjentki i dopytujący o samopoczucie; miły, dyskretny ksiądz -kapelan szpitalny; fajna pani od śniadań, latająca mi za grahamkami).
Życzyłabym każdej mamie takiego traktowania w publicznym ośrodku zdrowia, bo taki właśnie jest szpital, w którym urodziłam małą. Nie zapłaciłam ani grosza za jakiekolwiek czynności, które przy mnie wykonywano.
Wreszcie doczekałam się informacji, na którą czekałam z niecierpliwością – idziemy dziś do domciu!!!!!! Poziom bilirubiny u małej nieco spadł, więc mogą nas wypisać. Tego się nie spodziewałam, gdyż jest niedziela i nie miałam pojęcia, że wypisy robią także w święta.
Moja radość nie zna granic!!! Idziemy do domku, wreszcie będziemy kompletną rodziną. Cała trójeczka w domu. Normalnie się podekscytowałam!!
Staram się zapamiętać zalecenia położnej dotyczące pielęgnacji piersi w tym trudnym mleczno-nawałowym okresie. Otóż, nie mogę piersi masować (co niektórzy radzili), no chyba że bardzo delikatnie, gdyż masaż i uciskanie mogą uszkodzić gruczoły i kanaliki mleczne! Aby pokarm dobrze leciał, trzeba przed karmieniem lub odciąganiem zrobić ciepłe okłady na piersi lub umyć je ciepłą wodą. Po karmieniu natomiast robimy zimne okłady. Kapustę mam wdrożyć aż do ustania nawału i stabilizacji laktacji. Kapturki stosować aż dziecię nauczy się pić bez nich.
Inne z zaleceń szpitalnych w formie fotograficznej wrzucę później.
Póki co – nie posiadam się z radości i wysyłam męża po małe co nieco dla położnych. Wraca z kawą, herbatą, bombonierkami i innymi słodkościami. Zanoszę paczki na porodówkę i dla położnych z oddziału noworodkowego. Dziękują i prawią mi komplement, że wychodzę ze szpitala jako laska, że w ogóle nie widać, iż dopiero co rodziłam i takie tam Nie wiem czy to szczere czy nie, ale i tak się cieszę
Dostaję ze szpitala plik zaleceń i książeczkę zdrowia dziecka (jaka piękna! ze zdjęciami, kolorowa, dużo miejsca na wpisy i w ogóle, a ja myślałam, że książeczki zdrowia wyglądają tak jak moja z czasów komuny…szara i smutna jak ten okres historii naszego kraju). Dziwię się tylko, że nie zbadano grupy krwi dziecka, ale dowiaduję się, że dopiero po ukończeniu dwóch lat się bada, bo do tej pory może się zmienić!!!
Po odbiór części papierów mąż ma przyjechać za kilka dni.
Mama synka z bakteria w oku zazdrości mi wyjścia ze szpitala, tym bardziej, że nasza druga towarzyszka też wychodzi. Żal mi jej i malutkiego, ale cóż począć, małego muszą wyleczyć, żeby mogli opuścić ten przybytek.
Mama pomaga mi ubrać malutką w liczne ciuszki (wszak to październik i na dworze zimno) i zapakować do fotelika samochodowego.
Żegnam się z moimi towarzyszkami, personelem szpitalnym i puchnąc z dumy wychodzę ze szpitala w towarzystwie córeczki, męża i mamy:)
Cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UA-48159015-1