Było o korzyściach płynących z
karmienia piersią, żebyście jednak nie mówiły, że idealizuję, teraz będzie
trochę dla przeciwwagi o tych mniej fajnych rzeczach, które się z tym wiążą.
Jeśli bowiem zdecydujecie się karmić piersią, do czego gorąco zachęcam,
powinnyście wiedzieć, że nie zawsze będzie kolorowo, pięknie, bezboleśnie i w
ogóle cacy. Wprawdzie mnie szczęśliwie większość „przyjemności” ominęła, ale
nigdy nie wiadomo co kogo trafi. Na kogo wypadnie na tego bęc.
To co mnie osobiście spotkało z tych mniej
pozytywnych spraw przedstawiam poniżej:
1.Miałam świadomość, że jestem dziecku NIEZBĘDNA do życia. Jak już kiedyś wspomniałam, moja mała nie nauczyła się nigdy pić z butelki (nie miała nigdy smoczka i piła z piersi i stąd prawdopodobnie brak umiejętności zassania smoczka z butelki). Dlatego też, kiedy w 5 miesiącu jej życia miałam podejrzenie poważnej choroby i wizję pobytu w szpitalu, spędzało mi to sen z powiek i doprowadzało do czarnej rozpaczy. Na szczęście diagnoza nie potwierdziła przypuszczeń lekarzy i obyło się bez szpitala. Jednak nawet dłuższe wyjście z domu było poza zasięgiem mojej ręki a KAŻDE wyjście bez córki wiązało się ze stresem.
2.Jeśli gdzieś wychodziłam z dzieckiem zdarzało się, że mała chciała jeść w najmniej sprzyjających okolicznościach. Musiałam więc czasem karmić dziecko narażona na ciekawskie (to jeszcze pół biedy), mało przychylne lub zgorszone spojrzenia przechodniów. Niestety, brak miejsc do karmienia piersią jest wielka bolączką naszego kraju! Muszę przyznać, że było to nieraz krępujące dla mnie.
3.W pierwszym okresie karmienia musiałam zaopatrywać się we wkładki laktacyjne, żeby nie stać się ofiarą nadmiernego wypływu mleka w publicznym miejscu, skutkującego plamą na bluzce… Noszenie wkładek i ciągłe pamiętanie o nich może być uciążliwe.
4.Z powodu kolek córki, zmuszona byłam zapomnieć o istnieniu różnych pokarmów, za którymi przepadałam, z innych zaś zrezygnowałam na wszelki wypadek, bo bałam się, że mogą zaszkodzić córce (np. lody – strach przed salmonellą). To unikanie pewnych potraw w sumie wyszło mi na zdrowie i bardziej traktuję je jako zaletę niż wadę, ale dla innych może to być problem.
5.Póki karmiłam piersią, dziecko budziło się w nocy na karmienie. Noce córka zaczęła przesypiać dopiero, kiedy przestałam karmić ją mleczkiem.
1.Miałam świadomość, że jestem dziecku NIEZBĘDNA do życia. Jak już kiedyś wspomniałam, moja mała nie nauczyła się nigdy pić z butelki (nie miała nigdy smoczka i piła z piersi i stąd prawdopodobnie brak umiejętności zassania smoczka z butelki). Dlatego też, kiedy w 5 miesiącu jej życia miałam podejrzenie poważnej choroby i wizję pobytu w szpitalu, spędzało mi to sen z powiek i doprowadzało do czarnej rozpaczy. Na szczęście diagnoza nie potwierdziła przypuszczeń lekarzy i obyło się bez szpitala. Jednak nawet dłuższe wyjście z domu było poza zasięgiem mojej ręki a KAŻDE wyjście bez córki wiązało się ze stresem.
2.Jeśli gdzieś wychodziłam z dzieckiem zdarzało się, że mała chciała jeść w najmniej sprzyjających okolicznościach. Musiałam więc czasem karmić dziecko narażona na ciekawskie (to jeszcze pół biedy), mało przychylne lub zgorszone spojrzenia przechodniów. Niestety, brak miejsc do karmienia piersią jest wielka bolączką naszego kraju! Muszę przyznać, że było to nieraz krępujące dla mnie.
3.W pierwszym okresie karmienia musiałam zaopatrywać się we wkładki laktacyjne, żeby nie stać się ofiarą nadmiernego wypływu mleka w publicznym miejscu, skutkującego plamą na bluzce… Noszenie wkładek i ciągłe pamiętanie o nich może być uciążliwe.
4.Z powodu kolek córki, zmuszona byłam zapomnieć o istnieniu różnych pokarmów, za którymi przepadałam, z innych zaś zrezygnowałam na wszelki wypadek, bo bałam się, że mogą zaszkodzić córce (np. lody – strach przed salmonellą). To unikanie pewnych potraw w sumie wyszło mi na zdrowie i bardziej traktuję je jako zaletę niż wadę, ale dla innych może to być problem.
5.Póki karmiłam piersią, dziecko budziło się w nocy na karmienie. Noce córka zaczęła przesypiać dopiero, kiedy przestałam karmić ją mleczkiem.
Więcej grzechów nie pamiętam:)
Jednak jest jeszcze coś, czego
osobiście na szczęście nie doświadczyłam, ale nie można udawać, że to nie
istnieje. Chodzi o tzw. D-MER. Pod tą tajemniczą nazwą kryją się pojawiające
się bezpośrednio przed wypływem pokarmu negatywne emocje i odczucia (np. strach,
uczucie ściskania w żołądku, przed oczyma pojawiają się okropne obrazy itd.).
Stan taki utrzymuje się od 30 sekund do ok.1,5-2 minut. Te negatywne doznania mogą
się pojawić również podczas odciągania lub spontanicznego wypływu pokarmu. Poza
tym, kobieta czuje się ok.
Warto wiedzieć, że wspomniany
D-MER jest problemem medycznym, nie psychicznym, wynikającym
najprawdopodobniej z obniżenia poziomu dopaminy w OUN.
Piszę o tym, ponieważ
przeczytałam gdzieś, że podstawowym sposobem leczenia D-MER jest zwykła
edukacja. Kobieta mając świadomość istnienia takiej przypadłości jest w stanie
zracjonalizować sobie jej występowanie i w efekcie nie przejmuje się zanadto
tym faktem.
Jeśli chcecie więcej przeczytać
na ten temat zachęcam do wejścia na strony, z których pochodzą ww. informacje:
http://mataja.pl/2014/04/d-mer-czyli-negatywne-emocje-w-trakcie-karmienia-piersia-nie-panikuj-nie-zwariowalas/
(fajny blog prowadzony przez fachowe siły w postaci położnych, biologa, doulę
i żywieniowca klinicznego)
oraz:
http://www.laktacja.org.pl/artykuly/DMER-wplyw-pokarmu-z-dysforia.pdf
(tu też znajdziecie proste sposoby radzenia sobie z D-MER).
Podsumowując, napisałam tego
posta, ponieważ uważam, że przed dokonaniem jakiegokolwiek wyboru, a w tym
konkretnym przypadku wyboru sposobu karmienia, należy być świadomym wszystkich
plusów i minusów (to samo myślę o szczepieniach – aby rodzic mógł dokonać
słusznego wyboru, powinien być poinformowany o skutkach pozytywnych, ale także
tych ubocznych!). I żeby była jasność – absolutnie nie mam zamiaru nikogo zniechęcać
albo przeciwnie - zmuszać do karmienia piersią. Ale zachęcać z całego serca do
walki o karmienie naturalne będę zawsze, bez względu na skutki uboczne. I takie
moje prawo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz