Od dobrych kilku lat doskwiera mi kręgosłup, a dokładnie rzecz biorąc – kręgi szyjne, które dotknęła przepuklina.
Nasłuchałam się od koleżanek-ciężarówek, że w ciąży z kręgosłupem to jest masakra (i wychodziło to z ust tych, które nie miały wcześniej poważniejszych zajść ze swoim szkieletem osiowym).
Kiedy więc zaciążyłam czekałam na TEN moment, w którym mnie łupnie i będę wyć z bólu.
Czekałam, czekałam a tu nic. Przepraszam, nie nic, bo wyłam, ale to ze zgoła innego powodu, a mianowicie kosmicznych bólów głowy (o tym już było kiedyś tam).
No więc mój kręgosłup o dziwo w ciąży się nie buntował! Nie liczę oczywiście sytuacji, w których nie umiałam ułożyć się w łożu, bo wszystko bolało. Ale tutaj obwiniałabym duży brzuch a nie kręgosłup sam w sobie.
Wszystko natomiast zmieniło się po porodzie, kiedy to po raz pierwszy w życiu dowiedziałam się, że mam kręgi lędźwiowe… Bolało do tego stopnia, że zaczęłam uczęszczać na rozruch kręgosłupa do Pana docenta, który prawie zrujnował nas finansowo. Jednak nic nie było ważne oprócz usunięcia przyczyny bólu i przywrócenia mi umiejętności rozprostowywania się po zgięciu w pół… Za chwilę doszedł jeszcze ból moich niezawodnych w dokopywaniu mi kręgów szyjnych i czułam się jak stary połamany człowiek. Pan docent pracował więc nad moim kręgosłupem globalnie, stwierdził bowiem, że w odcinku lędźwiowym brak jakiejkolwiek ruchomości a w szyjnym kręgi nieco się poprzesuwały, uciskają na nerwy i trzeba je ustawić do pionu. Przeżyłam kilka zabiegów (kurczę, nie wiem, który ból był większy- ten z którym przyszłam na zabiegi czy ten podczas ćwiczeń i nastawiania) a kiedy byłam na granicy bankructwa, przeniosłam się do ośrodka z NFZ – tu jednak musiałam parę miesięcy czekać na termin. Jak się terminu doczekałam, nie czułam już żadnego bólu. Ale co tam, skorzystałam profilaktycznie.
Teraz, po dwóch latach od urodzenia córki jest prawie tak, jak było przed porodem, czyli raz lepiej, raz gorzej, choć lędźwie nie dały całkowicie o sobie zapomnieć. Niektórzy mówią – nie boli, to znaczy, że nie żyjesz. Cieszę się więc, bo wiem, że żyję!
Ciąża to szczególny czas, który nie warto zatruwać sobie strachem! Przerobiłam chyba wszelkie możliwe lęki i wierzcie mi-nie warto! Cierpiałam m.in. na:niedoczynność tarczycy,cukrzycę ciążową,anemię,skróconą szyjkę,ZUM i in.(także te domniemane:))Ale choroby te nie były warte mojego lęku...Chcę pokazać, jak z nimi walczyłam i jakimi sposobami się z nimi uporałam. Druga część bloga to ta już z córeczką po drugiej stronie brzucha.Zapraszam serdecznie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz