Ponieważ wiele osób chce, abym wskazała przykłady dań spożywanych przeze mnie, postanowiłam kilka wrzucić.
Obiadki, które trzymały mój cukier w ryzach:
-filet z dorsza podduszony na łyżeczce oleju + dużo brokułów + 1/2 szklanki soku warzywnego z kartonu (cukier po 1 h: 83:));
-4 (!) kawałki ryby podduszonej jak wyżej + dużo szpinaku podduszonego z czosnkiem na oleju + 2 cząstki grapefruita (cukier: 97);
-talerz krupniku + 1 skrzydełko gotowane z kurczaka (cukier: 108);
-udko z kurczaka pieczone + zapiekanka z warzyw (cukier: 86);
-4 skrzydełka z KFC (ha!) bez panierki + dużo brokułów (cukier: 84);
-4 skrzydełka z kurczaka + 1/2 rolady + kapusta czerwona + niecałe 1/2 woreczka kaszy jęczmiennej (cukier: 102);
-grillowany filet z kurczaka + garść fasolki szparagowej z oliwą i czosnkiem + 1/2 woreczka kaszy jęczmiennej (cukier: 101);
-3 kawałki ryby grillowanej + trochę kapusty kiszonej + 1 burak + 1/2 woreczka kaszy (cukier: 107);
-2 kawałeczki wołowiny + 1 burak + 1/2 woreczka kaszy jęczmiennej(cukier: 112);
-grillowana pierś kurczaka + szpinak na oleju z migdałami + 35 gr kaszy jaglanej (cukier: 108).
Natomiast zupa soczewicowa, pomidorowa czy też jarzynowa z ziemniakami lub ziemniaki jako dodatek do obiadu niestety powodowały, że moja krew stawała się za słodka... Za to -jak widzicie- kasze stały się moim "chlebem powszednim", co osobiście nie przeszkadzało mi wcale, bo bardzo je lubię.
Z dietą wychodziło mi raz lepiej, raz gorzej. Wreszcie jednak miała nastąpić chwila prawdy. Wzięłam swój "Dzienniczek pacjenta z cukrzycą", do którego miałam wpisywać każdy wkładany do ust kęs czegokolwiek i udałam się z wizytą do diabetolożki.
Pani doktor spojrzała w notatnik i stwierdziła, że jem wystarczająco dużo a wyniki mam niezłe, gdyż skoki cukru są sporadyczne, więc nie będziemy wprowadzać insuliny:)))
Ucieszyłam się niezmiernie, choć absolutnie się z nią nie zgadzałam co do stwierdzenia, że dużo konsumuję... Ale spoglądając na panią doktor i widząc jej wysuszoną posturę pomyślałam sobie, że ją pewnie zaspokajają 3 różyczki brokułów polanych niczym... Nie było więc sensu dyskutować. Syty głodnego nie zrozumie... Najważniejsze, że - przynajmniej na razie - nie muszę wstrzykiwać sobie w uda insuliny (brrr!!!). Wolałam chodzić głodna niż robić sobie zastrzyki (i to w dodatku w takie miejsce!!).
Jednak kolejna wizyta u ginekolożki namieszała mi w głowie...
Cdn.
Ciąża to szczególny czas, który nie warto zatruwać sobie strachem! Przerobiłam chyba wszelkie możliwe lęki i wierzcie mi-nie warto! Cierpiałam m.in. na:niedoczynność tarczycy,cukrzycę ciążową,anemię,skróconą szyjkę,ZUM i in.(także te domniemane:))Ale choroby te nie były warte mojego lęku...Chcę pokazać, jak z nimi walczyłam i jakimi sposobami się z nimi uporałam. Druga część bloga to ta już z córeczką po drugiej stronie brzucha.Zapraszam serdecznie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz