poniedziałek, 7 października 2013

kontynuując paranoję nr 3 - szczegóły dotyczące poziomu hormonów i leczenia niedoczynności taczycy

Moje problemy z niedoczynnością tarczycy zaczęły się prawdopodobnie dużo wcześniej, niż zostały zdiagnozowane. Już jako nastolatka miałam pewne objawy, tzn. nadmierne przybieranie na wadze, uczucie chłodu, łamliwe paznokcie czy wypadanie włosów. Mama zasugerowała wtedy, abym poprosiła internistę o skierowanie na badania pod tym kątem. Niestety, dowiedziałam się, że takie skierowanie może wystawić tylko kierownik przychodni, ale generalnie trudno będzie to zrobić (!). No i - brzydko mówiąc – olałam sprawę. Wróciła ona jednak po latach, kiedy to zaczęłam starać się o dzidziusia. Zostałam objęta opieką poradni endokrynologicznej. Z badań zawsze wynikało, że poziom TSH mam na górnej granicy normy, jednak moja lekarka twierdziła, że nie ma sensu póki co wprowadzać hormonu. Zawsze słyszałam – poczekamy jeszcze kilka miesięcy i jeśli Pani nie zajdzie w ciążę – wprowadzimy Euthyrox.
Jednak w tzw. międzyczasie trafiłam do ginekologa. Na tapetę wypłynął temat mojej domniemanej niepłodności. Ginekolog – jak tylko zobaczył moje wyniki dot. poziomu hormonów związanych z tarczycą – złapał się za głowę i zalecił natychmiastowe zażywanie Euthyroxu, jeśli mam zamiar zajść w ciążę… Jako że byłam już zniecierpliwiona brakiem efektów NIEleczenia u pani endokrynolog, stwierdziłam, że wykupię lek i zacznę go zażywać. Ginekolog zalecił od razu dawkę 50 µg, a po 3 tygodniach badanie poziomu TSH. Jako że jeszcze nie był idealny wg mojego lekarza (idealny dla niego to 1 uIU/ml  do zajścia w ciążę), zalecił zwiększenie dawki do 75. Niestety, jako że wpadłam przy tej dawce w nadczynność, wróciłam skruszona do mojej lekarki-endokrynolożki, przyznając się bez bicia, że ośmieliłam się bez jej wiedzy zażywać Euthyrox i że pogrążona jestem w nadczynności. Endokrynolożka po przełknięciu gorzkiej pigułki, jaką było dla niej oznajmienie, że szukałam pomocy u innego lekarza, zaleciła zażywanie Euthyroxu, ale zmniejszenie dawki do 25. Było to w grudniu 2010, a już na początku lutego 2011 zaszłam w ciążę.
Jak pisałam w ostatnim poście, zaraz, kiedy odczytałam dodatki wynik na teście ciążowym, pobiegłam zbadać m.in. poziom TSH i nie był on satysfakcjonujący (3,64  uIU/ml). Z informacji znalezionych w internecie, wynikało, że norma w I trymestrze to:  0.24 - 2.99 mIU/ml, w II: 0.46-2.95 i w III: 0.43 - 2.78 (źródło: http://thyroid.about.com/od/hormonepregnantmenopause1/a/tshbytrimester.htm).
Pomijając fakt, że – jak przeczytałam - podwyższony poziom TSH w ciąży może powodować szereg poważnych problemów związanych z jej donoszeniem, wpływać może także na rozwój dziecka i w najlepszym razie prowadzić do opóźnienia jego rozwoju intelektualnego. Opóźnienie dziecka wiąże się czasami z tzw. subkliniczną niedoczynnością tarczycy matki (gdy poziom TSH jest w niewielkim stopniu podwyższony - tak jak to było u mnie, a inne hormony mieszczą się w granicach normy i nie ma objawów). Ponadto, wyczytałam, że poziom FT4 ma w ciąży większe znaczenie, niż samo TSH, a u mnie nie było idealne jak na ciążę...  Ile artykułów na ten temat przeczytałam i ile forów internetowych prześledziłam wiem tylko ja…  A ile nerwów mnie to kosztowało – wiem też tylko ja… Z perspektywy czasu wiem, że nie było warto. Dziecko mam wyjątkowo inteligentne, mówiące niemal wszystko w wieku 1,5 rokuJ (i to nie jest to tylko moja subiektywna opinia, ale także lekarzy, którzy mieli z małą do czynienia).  Wrodzonej niedoczynności nie stwierdzono u małej, aczkolwiek – jako że w II roku życia zaczęły u niej się pokazywać podwyższone poziomy TSH – musi zażywać Euthyrox w dawce śladowej, tzn. niecałe ¾ dawki 25). Nie robię z tego jednak dramatu, gdyż dziecko wspaniale się rozwija, a być może uda się po jakimś czasie leczenia hormon odstawić.
Ale wracajmy do mojej ciąży. Przez cały czas jej trwania zażywałam Euthyrox – dawki były bardzo powoli i stopniowo zwiększane. Zaczęłam od 25, ale sama sobie szybko zmieniłam dawkę na 37,5, co – jak się okazało podczas pierwszej ciążowej wizyty u endokrynolożki – było właściwe (choć teraz wiem już że dawki były zwiększane zbyt delikatnie – endokrynolog mojej przyjaciółki ustawiał jej w ciąży tak leczenie, żeby TSH oscylowało w okolicy 1). I w taki sam sposób – bardzo ostrożny – zwiększano mi dawki przez całą ciążę, aż doszłam do 100). Poza tym połykałam przez całą ciążę  witaminki Femibion, zawierające m.in. jod w zalecanej przez moich lekarzy dawce: 150 mcg.





Poniżej przedstawiam poziomy moich hormonów w poszczególnych okresach ciąży:
25.02.2011 (pierwsze badanie): Tsh 25.02.11-3,64 uIU/ml
8.03.2011: fT3: 3,78 pg/ml, fT4: 1,43 ng/dl, P/c anty TPO 10,05 IU/ml  (wszystko w normie)
11.03.2011: TSH: 2,3250 uIU/ml
7.04.2011: TSH: 3,400 mlU/L, fT4: 15,96 pmol/L
21.04.2011: TSH 2,14 uIU/ml , fT4: 1,26 ng/dl
11.05.2011: TSH: 3,200 mIU/L, fT4: 16,04 pmol/L
6.06.2011: TSH: 2,3615 uIU/ml
1.07.2011: TSH: 1,9074 uIU/ml
19.07.2011: TSH: 2,37 uIU/ml
29.07.2011:TSH: 2,57 uIU/ml, Ft4: 1,17 ng/dl
5.08.2011: TSH: 2,0532 uIU/ml
29.08.2011: TSH: 1,7007 uIU/ml
9.09.2011: TSH: 2,63 uIU/ml , fT4: 1,19 ng/dl
30.09.2011: TSH: 2,5495 uIU/ml

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to jest że jak jesteśmy w ciąży to poziom naszych hormonów może szaleć niesamowicie. Czytałam o tym nawet w kalendarzu ciąży https://plodnosc.pl/kalendarz-ciazy/40-tydzien/ i jestem zdania, że warto takie rzeczy na bieżąco kontrolować.

    OdpowiedzUsuń

UA-48159015-1