Moje problemy z niedoczynnością tarczycy zaczęły się prawdopodobnie dużo
wcześniej, niż zostały zdiagnozowane. Już jako nastolatka miałam pewne objawy,
tzn. nadmierne przybieranie na wadze, uczucie chłodu, łamliwe paznokcie czy
wypadanie włosów. Mama zasugerowała wtedy, abym poprosiła internistę o
skierowanie na badania pod tym kątem. Niestety, dowiedziałam się, że takie
skierowanie może wystawić tylko kierownik przychodni, ale generalnie trudno
będzie to zrobić (!). No i - brzydko mówiąc – olałam sprawę. Wróciła ona jednak
po latach, kiedy to zaczęłam starać się o dzidziusia. Zostałam objęta opieką
poradni endokrynologicznej. Z badań zawsze wynikało, że poziom TSH mam na
górnej granicy normy, jednak moja lekarka twierdziła, że nie ma sensu póki co
wprowadzać hormonu. Zawsze słyszałam – poczekamy jeszcze kilka miesięcy i jeśli
Pani nie zajdzie w ciążę – wprowadzimy Euthyrox.
Jednak w tzw. międzyczasie trafiłam do ginekologa. Na tapetę wypłynął
temat mojej domniemanej niepłodności. Ginekolog – jak tylko zobaczył moje
wyniki dot. poziomu hormonów związanych z tarczycą – złapał się za głowę i
zalecił natychmiastowe zażywanie Euthyroxu, jeśli mam zamiar zajść w ciążę…
Jako że byłam już zniecierpliwiona brakiem efektów NIEleczenia u pani
endokrynolog, stwierdziłam, że wykupię lek i zacznę go zażywać. Ginekolog
zalecił od razu dawkę 50 µg, a po 3 tygodniach badanie poziomu TSH. Jako że
jeszcze nie był idealny wg mojego lekarza (idealny dla niego to 1 uIU/ml do zajścia w ciążę), zalecił zwiększenie
dawki do 75. Niestety, jako że wpadłam przy tej dawce w nadczynność, wróciłam
skruszona do mojej lekarki-endokrynolożki, przyznając się bez bicia, że
ośmieliłam się bez jej wiedzy zażywać Euthyrox i że pogrążona jestem w
nadczynności. Endokrynolożka po przełknięciu gorzkiej pigułki, jaką było dla
niej oznajmienie, że szukałam pomocy u innego lekarza, zaleciła zażywanie
Euthyroxu, ale zmniejszenie dawki do 25. Było to w grudniu 2010, a już na
początku lutego 2011 zaszłam w ciążę.
Jak pisałam w ostatnim poście, zaraz, kiedy odczytałam dodatki wynik na
teście ciążowym, pobiegłam zbadać m.in. poziom TSH i nie był on
satysfakcjonujący (3,64 uIU/ml). Z
informacji znalezionych w internecie, wynikało, że norma w I trymestrze
to: 0.24 - 2.99 mIU/ml, w II: 0.46-2.95 i
w III: 0.43 - 2.78 (źródło: http://thyroid.about.com/od/hormonepregnantmenopause1/a/tshbytrimester.htm).
Pomijając fakt, że –
jak przeczytałam - podwyższony poziom TSH w ciąży może powodować szereg
poważnych problemów związanych z jej donoszeniem, wpływać może także na rozwój
dziecka i w najlepszym razie prowadzić do opóźnienia jego rozwoju
intelektualnego. Opóźnienie dziecka wiąże się czasami z tzw. subkliniczną
niedoczynnością tarczycy matki (gdy poziom TSH jest w niewielkim stopniu
podwyższony - tak jak to było u mnie, a inne
hormony mieszczą się w granicach normy i nie ma objawów). Ponadto,
wyczytałam, że poziom FT4 ma w ciąży większe znaczenie, niż samo TSH, a
u mnie nie było idealne jak na ciążę... Ile artykułów na
ten temat przeczytałam i ile forów internetowych prześledziłam wiem tylko
ja… A ile nerwów mnie to kosztowało –
wiem też tylko ja… Z perspektywy czasu wiem, że nie było warto. Dziecko mam wyjątkowo
inteligentne, mówiące niemal wszystko w wieku 1,5 rokuJ (i to nie jest to tylko moja subiektywna opinia,
ale także lekarzy, którzy mieli z małą do czynienia). Wrodzonej niedoczynności nie stwierdzono u
małej, aczkolwiek – jako że w II roku życia zaczęły u niej się pokazywać
podwyższone poziomy TSH – musi zażywać Euthyrox w dawce śladowej, tzn. niecałe
¾ dawki 25). Nie robię z tego jednak dramatu, gdyż dziecko wspaniale się
rozwija, a być może uda się po jakimś czasie leczenia hormon odstawić.
Ale wracajmy do
mojej ciąży. Przez cały czas jej trwania zażywałam Euthyrox – dawki były bardzo
powoli i stopniowo zwiększane. Zaczęłam od 25, ale sama sobie szybko zmieniłam
dawkę na 37,5, co – jak się okazało podczas pierwszej ciążowej wizyty u
endokrynolożki – było właściwe (choć teraz wiem już że dawki były zwiększane
zbyt delikatnie – endokrynolog mojej przyjaciółki ustawiał jej w ciąży tak
leczenie, żeby TSH oscylowało w okolicy 1). I w taki sam sposób – bardzo
ostrożny – zwiększano mi dawki przez całą ciążę, aż doszłam do 100). Poza tym połykałam przez całą ciążę witaminki Femibion, zawierające m.in. jod w zalecanej przez moich lekarzy dawce: 150 mcg.
Poniżej
przedstawiam poziomy moich hormonów w poszczególnych okresach ciąży:
25.02.2011 (pierwsze
badanie): Tsh 25.02.11-3,64 uIU/ml
8.03.2011: fT3:
3,78 pg/ml, fT4: 1,43 ng/dl, P/c anty TPO 10,05 IU/ml (wszystko w normie)
11.03.2011: TSH:
2,3250 uIU/ml
7.04.2011: TSH:
3,400 mlU/L, fT4: 15,96 pmol/L
21.04.2011: TSH 2,14 uIU/ml , fT4: 1,26 ng/dl
11.05.2011: TSH: 3,200 mIU/L, fT4: 16,04 pmol/L
6.06.2011: TSH: 2,3615 uIU/ml
1.07.2011: TSH: 1,9074 uIU/ml
19.07.2011: TSH: 2,37 uIU/ml
29.07.2011:TSH: 2,57 uIU/ml, Ft4: 1,17 ng/dl
5.08.2011: TSH: 2,0532 uIU/ml
29.08.2011: TSH: 1,7007 uIU/ml
9.09.2011: TSH: 2,63 uIU/ml , fT4: 1,19 ng/dl
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTak to jest że jak jesteśmy w ciąży to poziom naszych hormonów może szaleć niesamowicie. Czytałam o tym nawet w kalendarzu ciąży https://plodnosc.pl/kalendarz-ciazy/40-tydzien/ i jestem zdania, że warto takie rzeczy na bieżąco kontrolować.
OdpowiedzUsuń