Ciąża to szczególny czas, który nie warto zatruwać sobie strachem! Przerobiłam chyba wszelkie możliwe lęki i wierzcie mi-nie warto! Cierpiałam m.in. na:niedoczynność tarczycy,cukrzycę ciążową,anemię,skróconą szyjkę,ZUM i in.(także te domniemane:))Ale choroby te nie były warte mojego lęku...Chcę pokazać, jak z nimi walczyłam i jakimi sposobami się z nimi uporałam. Druga część bloga to ta już z córeczką po drugiej stronie brzucha.Zapraszam serdecznie!
wtorek, 22 października 2013
Nie do końca paranoja - nr 14: skrócona szyjka macicy…
Na początku 22 tygodnia ciąży poszłam na rutynową co 3-tygodniową wizytę kontrolną do mojej ginekolożki. Był to czas, kiedy dobrze fizycznie się czułam, a i psychicznie całkiem całkiem:) tzn. moje paranoje nie dręczyły mnie wtedy nadmiernie Miałam też dużo zapału do pracy i chęci, aby do niej chodzić. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy ginka podczas badania spoważniała, po czym z niepokojem oznajmiła: „… Pani szyjka jest skrócona, za krótka na ten okres ciąży – musi Pani leżeć!”. Oczy zaszły mi łzami i z trwogą zapytałam, co to konkretnie oznacza i czy mogę jeszcze pojechać do pracy i uporządkować swoje rozgrzebane tematy. Odparła, że istnieje ryzyko przedwczesnego porodu, a zatem MUSZĘ bezwzględnie leżeć póki co a o pracy mam zapomnieć na dobre. Jako że nie chciała od razu posyłać mnie do szpitala, gdyż tam – jak usłyszałam – podano by mi z pewnością Fenoterol, który nie jest obojętny dla zdrowia, zaleciła leżenie w łóżku (z siedzeniem nie bardzo, gdyż taka pozycja podobno - tak jak stanie - powoduje ucisk szyjki) i zażywanie ogromnych ilości magnezu, który działa przeciwskurczowo. Zapytała jeszcze czy w ostatnim czasie nie przeżywałam większych stresów, ponieważ to mogło spowodować skrócenie szyjki. Owszem, w pracy miałam wtedy gorąco i rzeczywiście bardzo stresująco, ale nie sądziłam, że coś takiego może być następstwem nerwówki w biurze.
Dzięki lekturze czasopisma dla ciężarówek „M jak mama” wiedziałam, że wcześniaki urodzone w 24 tygodniu ciąży są już w stanie przeżyć, choć dzieciątko takie dotyka szereg poważnych problemów ze zdrowiem, począwszy od oddychania, poprzez jedzenie, funkcjonowanie układu nerwowego i inne. Jednak to było nieistotone dla mnie w tamtym momencie. Modliłam się o dotrwanie przynajmniej do tego magicznego 24 tygodnia…
Po 14 dniach od oznajmienia mi przez ginekolożkę nowiny o mojej szyjce, poszłam do niej na kontrolę. Okazało się, że szyjka jest, jaka była, czyli że na razie nie uległa dalszemu skróceniu. Była to dobra nowina, bo im starsza ciąża, tym większe prawdopodobieństwo, że z dzieckiem będzie ok. Zalecenia nadal miałam takie same, tj. leżenie i zażywanie kilku tabletek magnezu dziennie.
Każdy kolejny tydzień wprawiał mnie w coraz lepszy nastrój, gdyż w miarę dojrzewania ciąży, rosła moja nadzieja na szczęśliwe rozwiązanie. Kolejne wizyty pozwalały patrzeć optymistycznie w przyszłość, jako że dalsze skracanie odbywało się powolutku i nieznacznie. Dopiero chyba w 33/34 tygodniu ciąży lekarka wyczuła rozwarcie na 1 cm, ale było to na szczęście rozwarcie zewnętrzne. I tak dotrwałyśmy z Amelką do końca 36 tygodnia…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz