Ciąża to szczególny czas, który nie warto zatruwać sobie strachem! Przerobiłam chyba wszelkie możliwe lęki i wierzcie mi-nie warto! Cierpiałam m.in. na:niedoczynność tarczycy,cukrzycę ciążową,anemię,skróconą szyjkę,ZUM i in.(także te domniemane:))Ale choroby te nie były warte mojego lęku...Chcę pokazać, jak z nimi walczyłam i jakimi sposobami się z nimi uporałam. Druga część bloga to ta już z córeczką po drugiej stronie brzucha.Zapraszam serdecznie!
środa, 9 października 2013
Paranoja nr 4: telefon komórkowy...
Generalnie nie miewam zwolnień lekarskich, za to jak zaszłam w ciążę - dość wcześnie wybrałam się na pierwsze zwolnienie (http://ciaza-strach-sie-bac.blogspot.com/2013/10/normal-0-21-false-false-false-pl-x-none.html)- wtedy jeszcze w pracy nikt nie wiedział o ciąży i z tego powodu niestety dostałam za ten okres L4 80% pensji - toteż mój telefon komórkowy dzwonił non-stop. Właściwie to leżąc w łóżku odbywałam dłuuugie rozmowy z koleżankami i kolegami z mojej firmy. Ponieważ nie potrafię godzinami bezkarnie rozmawiać przez komórkę, bo boli mnie wtedy głowa, podpięłam sobie słuchawki i w ten sposób kontynuowałam rozmowy. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie fakt, że nagle zapaliło mi się w głowie czerwone światełko: JESTEM w CIĄŻY a przecież telefony komórkowe mogą wywoływać guza mózgu – więc kto wie co jeszcze mogą złego zdziałać w tym szczególnym okresie? Co z dzidzią i wpływem komórki na nią??? Jak tylko lampka się zapaliła-rzuciłam się do komputera i zaczęłam gorączkowo szukać informacji, wrzucając hasła typu „telefon komórkowy a wpływ na ciążę”. Generalnie szału nie było – znalazłam niewiele newsów na ten temat (np. http://emaluszki.pl/769_komorka_pod_poduszka.html), ale te, które się pojawiły zasiały w mojej głowie ziarno niepokoju, właściwie ziarno to za mało powiedziane – to była tona ziaren! Serce waliło mi jak oszalałe, tym bardziej, że wyczytałam gdzieś, iż rozmowy z użyciem słuchawek są wbrew pozorom jeszcze bardziej szkodliwe. Co gorsza, największe promieniowanie pojawia się w miejscach, gdzie nie ma dobrego zasięgu, co w moim mieszkaniu jest normą. Muszę stać tylko w określonym miejscu przy oknie kuchennym bądź balkonowym i nie ruszać się.
Poza tym, kiedyś mój osobisty małżonek ładował swój telefon umiejscawiając go na łóżku w pobliżu moich nóg, a więc i w niewielkiej odległości od brzucha… Zorientowałam się dopiero rano, robiąc karczemną awanturę panu mężowi. Pewnie hormon stresu - kortyzol zalał wtedy biedne dzieciątko w moim brzuchu…
Generalnie, większość ciąży-jak się później okazało- musiałam spędzić na L4, leżąc w łóżku, więc rozmów telefonicznych nie mogłam uniknąć, ale ustawiałam telefon na głośno mówiący i w ten sposób dialogowałam… Jednak troska o wpływ promieniowania na córeczkę miała mi towarzyszyć już do końca ciąży…
Ale to tylko jeden z lęków, które miały się jeszcze przyplątać...Nie spodziewałam się tego, że pojawią się tak liczne i poważne zagrożenia... Ale o tym w kolejnych postach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz